Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Peru
Z Puno, trasa naszej wycieczki prowadzila nas do Puerto Maldonado
Byla to jednak dosc daleka droga, wiec kolejny odcinek naszej podrozy odbyl sie w dwoch etapach, z ktorych pierwszym byla wielogodzinna jazda autobusowa do Cusco
Nasza droga wiodla ciagle po szerokiej wyzynie Altiplano, ale wkrotce zblizylismy sie do skalistego pasma gorskiego ograniczajacego ja od polnocy
A doliny polozone pomiedzy nimi robily sie coraz zielensze i pojawialo sie w nich coraz wiecej miejscowosci
Na koniec zas naszej jazdy powitalo nas Cusco, ktorego zwiedzanie musielismy jednak troche odlozyc, poniewaz po nocy spedzonjej w hotelu, o poranku podazylismy prosto na lotnisko
Skad ruszylismy w kolejny etap podrozy, tyle ze juz samolotem
Ktory wzniosl nas wysoko ponad gory i doliny, na ktorych strome sciezki i uprawne pola swiadczyly o ludzkiej bytnosci w tamtych terenach
Wkrotce gory zaczely robic sie coraz stromsze a kotliny miedzy nimi coraz wezsze
A potem nagle gdzies zniknely i pojawilo sie bezkresne morze zieleni
Miejscami przeciete jedynie wstegami rzek
Jednym slowem w ciagu niecalej godziny zostawilismy za soba Altiplano i wielotysieczne gory a znalezlismy sie na tropikalnych terenach puszczy peruwianskiej
A miejscem naszego pierwszego z nia spotkania bylo 75-co tysieczne miasto Puerto Maldonado powstale na poczatku XX-go wieku
Nad rzeka Madre de Dios, ktora bedac posrednim doplywem Amazonki stanowila polaczenie z portami atlantyckimi, umozliwiajac tym samym transport i eksport kauczuku
Juz po opuszczeniu naszego malego samolotu, zreszta bardzo nowoczesnego i wygodnego
Odczulismy zmiane klimatu z tego surowego wysokogorskiego na bardzo goracy i wilgotny
Na lotnisku czekal na nas specjalny turystyczny autobus
A moze raczej ciezarowka przerobiona na autobus
Wkrotce wiec ruszylismy do miasta
Jego ulice pelne byly przede wszystkim motorow, z ktorych czesc uzywana byla jako taksowki, a odroznic sie je dalo po zoltej kamizelce kierowcow
Natomiast te troche ekskluzywniejsze taksowki staly na postojach
W Puerto Maldonado mielismy krotka przerwe na rozgladniecie sie po miescie, ale niestety nie w jego centrum
A to co zobaczylismy na okolicznych ulicach stanowilo bardzo przygnebiajacy widok
I jedynie lokalne markety mogly rozweselic oczy swoimi wielobarwnymi produktami
A egzotyki dodawaly im jeszcze wystawione na zewnatrz zaklady krawieckie
Po tej naszej krotkiej wizji lokalnej, czas bylo ruszac dalej, a mianowicie do osrodka turystycznego w peruwianskiej dzungli, gdzie mielismy sie dostac za pomoca specjalnych lodzi
Zapakowalismy sie wiec na jedna z nich, laczenie z innymi turystami
A takze z wielka porcja prowiantu wieziona prawdopodobnie na nasz uzytek
Po drodze mijalismy jakies pojedyncze domostwa
Musielismy rowniez mijac, a raczej wymijac ogramna ilosc plynacych rzeka pni i galezi, ktore znalazly sie w wodzie z powodu wielkich opadow deszczu w jej gornym biegu
A widok podmywanych szybkim nurtem brzegow, wyraznie obrazowal nam proces prowadzacy do tego zjawiska
Jakos jednak szczesliwie i bez zadnej stluczki dotarlismy do naszego osrodka
Ktory jak widac z lotu ptaka, stanowil bardzo solidny obiekt
Ciekawi jak to wszystko wyglada, szybko opuscilismy lodke
I po chwili znalezlismy sie w pieknych ogrodach, wsrod ktorych ulokowane zostaly kabiny mieszkalne, oraz budynki socjalne
Dlugo jednak nie zabawilismy na ich podziwianiu, gdyz jeszcze tego samego dnia czekala nas wycieczka
Na znajdujaca sie w poblizu tak zwana Malpia Wyspe
Oczywiscie trzeba bylo do niej doplynac, wiec znowu zapakowalismy sie do lodzi
A po dotarciu do wyspy, wkrotce znalezlismy sie w gestym lesie
Gdzie oprocz milionow much i komarow na nas polujacych, zaczelo nas tez cos straszyc na galeziach drzew
Wkrotce okazalo sie, ze to malpy z rodziny wyjcow pokrzykiwaly zawziecie
Podchodzac do nas dosc blisko, zachecone poczestunkiem jaki zostawil dla nich nasz przewodnik
Byli tez i inni przedstawiciele malpiego rodu, ale nie tak odwazni jak ich rozdarci krewni
Nasz spacer po wyspie nie byl za dlugi, ale byl naszym pierwszym spotkaniem z peruwianska dzungla
Po powrocie do naszego osrodka przyszedl czas na odpoczynek, zwlaszcza od panujacego tutaj tropikalnego upalu
A na rozgrzane ciala najlepiej robi zimna kapiel, wiec przebralismy sie szybko w kostiumy i popedzilismy troche poplywac
Na szczescie nie musielismy tego robic w rzece tylko w pieknym basenie, w jaki wyposazony byl nas osrodek
Mozna tam bylo rowniez zimnym piwem ugasic swoje palace wnetrze
A po powrocie do kabiny spotkac sie z zaprzyjaznionymi gackami spiacymi na naszej siatce okiennej
Nastepny poranek zastal nas znowu przed wejsciem do naszego osrodka
Skad udalismy sie na kolejna wyprawe lodka, ale tym razem przeplynelismy tylko troche dalej wzdluz brzegu
I wysadzono nas w niedostepnej inna droga dzungli, choc trasa naszej marszruty byla bardzo ladnie wytyczona
I jakos nie czulismy zadnych obaw, jakie powinna wzbudzalo swiadomosc, ze otaczaja nas bezkresne amazonskie lasy
Oczywiscie roslinnosc byla troszke inna niz w znanych nam kniejech, przykladem czego moglo byc to kolczaste drzewo
A takze wystepujac na tamtejszych terenach drzewa kauczukowe, po nacieciu kory wydzielajace mleczko lateksowe, z ktorego robilo sie gume
Natomiast tego typu giganty znalismy juz z Australi
Miejscami drzewa oplatane byly i duszone zwojami lian
Ktore byly w stanie utrzymac ciezar czlowieka
A to jeszcze jakies inne ustrojstwo na naszej drodze, albo odpadla kora albo skora z weza, w kazdym razie nie ruszalo sie, wiec bylismy bezpiczni
Od czasu do czasu warto tez bylo spojrzec w gore
Aby wysledzic jakies obserwujace nas uwaznie oczy ukryte miedzy galeziami
Z kolei inne oczy, ktore tylko udawaly ze sa oczami odkrylismy na malej zabce, a ten trik byl jej jedyna obrona przed okrutnym prawem dzungli
Ktorej nawet mali mieszkancy potrafili byc grozni i lepiej ich bylo unikac
No chyba ze byli tak uroczy jak te dwa male czubencjusze, ktorym z przyjemnoscia sie przygladalismy
Tam gdzie ziemia byla bardziej podmokla, zbudowane zostaly drewniane pomosty
I zaprowadzily one nas nad mala rzeczke do lodki ukrytej w zielonych chaszczach
Poniewaz wyprawa po rzece tez byla w naszym programie, wiec skrzetnie sie na nia zapakowalismy
I ruszylismy na krotka przejazdzke, liczac ze nic na nas z czelusci wodnych nagle nie wyskoczy
Nie wyskoczylo, wiec moglismy udac sie w dalsza droge, az doszlismy do jakiejs platformy obserwacyjnej
Na ktora dzielnie sie wdrapalismy
I skad roztaczal sie daleki widok na te piekne dziewicze lasy nas otaczajace
Natomiast na dole nasz przewodnik ruszyl lodka na poszukiwanie najwiekszej dla nas atrakcji
Ktora okazala sie wygrzewajaca sie na sloncu 9-cio metrowa anakonda, do ktorej podplynelismy po cichutku
Oczywiscie zapewnieni, ze wlasnie solidnie sobie pojadla, wiec zainteresowanie nie powinno byc obustronne
Po tym niesamowitym i zupelnie nie oczekiwanym spotkaniu poczulismy sie jak prawdziwi krolowie dzungli
Ktorzy na swoich rekach podzwignac moga swiat, a nie tylko kawalek klocka
Choc tego drzewa raczej nie probowalismy ruszac
Po skonczonej wycieczce zameldowalismy sie w naszym osrodku
Ale w przeciwienstwie do naszych mlodszych przyjaciol, ktorzy padli ze zmeczenia i upalu, my wybralismy sie na kolejny spacer
Na ktorego koncu oczekiwala nas jeszcze jedna atrakcja
W postaci malego bajorka zarosnietego bagienna roslinnosia
Przy ktorym zrobione byly specjalne pomosty
Niektore tylko dla tych odwazniejszych
Z ktorych obserwowac mozna bylo co tam w wodzie plywa
I kto wychodzi na brzeg gdy podadza jakies smaczne zarelko
Na szczescie my jeszcze nie bylismy w menu, wiec po naszej ciekawej lekcji biologi solidnie "zagotowani" upalem ruszylismy w powrotna droge
I wkrotce po raz ostatni wylonilismy sie z amazonskiej dzungli
Meldujac sie w naszym hotelu
I w jego pieknych ogrodach, gdzie moglismy zazyc troche cywilizacji
A wieczorem po kapieli, oddalismy sie relaksowi nad brzegiem rzeki
Podziwiajac przy okazji niesamowity koloryt nieba wymalowany promieniami zachodzacego slonca i oczekujac na pelna ciemnosc kiedy to znow wyprawilismy sie na rzeke w poszukiwaniu kajmanow i innych nocnych stworzen
Nastepnego zas dnia musielismy juz niestety opuscic goscinne progi naszego osrodka
I ruszylismy w powrotna droge do Puerto Maldonado
Ktorego najladniejsza wizytowka jest chyba ten nowy most laczacy dwa brzegi rzeki nad ktora rozlozylo sie miasto
Potem znowu do samolotu
I wkrotce rzeke ogladalismy juz z gory
Choc powoli zaczela ona znikac w dali pod puchowa pierzyna bialych chmur
A na naszym horyzoncie pojawily sie wysokie gory ze swoimi wiecznie osniezonymi szczytami
Po dalszych kilkunastu minutach lotu i one sie skonczyly, a otworzyl sie przed nami widok zyznych dolin
A na koniec ukazaly sie budynki Cusco, gdzie mielismy spedzic nastepne kilka dni, stanowiace ukoronowanie naszej podrozy, choc jeszcze nie jej koniec
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 40 odwiedzający (59 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|