Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Peru
Z La Paz nasza droga wiodla nad jezioro Titicaca i do Puno
Tym samym opuszczalismy juz Boliwie i wkraczalismy do kolejnego kraju - Peru
Najpierw jednak musielismy sie wydostac z doliny, w ktorej umiescilo sie La Paz i wyjechac na rozlegla wyzyne, gdzie rozlozylo sie drugie co do wielkosci miasto Boliwii - El Alto
Niestety jednak nie przejezdzalismy przez jego centrum, ale skrajnymi dzielnicami, wiec jak wszedzie w Boliwii obrzeza miasta nie wygladaly najatrakcyjniej
Choc co glowniejsza ulica nabierala troche koloru dzieki wielobarwnym strojom mieszkancow
My jednak zablakalismy sie w jakies bezdroza, co bylo bardzo dziwne, bo nasz pojazd byl regularnym autobusem kursowym
Jedynym drogowskazem byl uroczy kosciolek ze strzelista wieza, ktora bylo widac z dosc daleka
A takze wysokie szczyty Andow ukazujace sie gdzies daleko na horyzoncie
Na szczescie w koncu udalo sie nam znalezc prawidlowa droge
I powoli zaczelismy sie wydostawac na coraz mniej zabudowana przestrzen
Ciagle jednak napotykalismy po drodze male farmerskie osady
W koncu ukazaly sie nam obrosniete trzcina brzegi jeziora Titicaca
A gdy podjechalismy troche wyzej, otworzyl sie nam duzo rozleglejszy widok
Nasza trasa wiodla w poprzek ciesniny Tiquina, ktora odseperowywala poludniowy odcinek jeziora od jego glownej czesci
Dzielila ona tez miasteczko San Pedro de Tiquina, a my dotarlismy najpierw do jego wschodniej strony
Oczywiscie mostu nie bylo, wiec caly dalszy transport musial odbywac sie na lodkach, ktorych jak widac nie brakowalo
Przy brzegu staly tez specjalne tratwy do przewozu autobusow, ktore nie wygladaly zbyt zachecajaco
Na szczescie dla nas przeznaczone zostaly male motorowki, co do ktorych nie mielismy zadnych obiekcji
Wkrotce tez zaladowalismy sie na jedna z nich i opuscilismy prawostronny brzeg jeziora
A przed nami ukazala sie jego lewa strona z druga czescia miasteczka
No i po niecalych 10-ciu minutach stanelismy na przeciwnym brzegu
Zdziwieni, ze nasza przeprawa tak szybko poszla
Poniewaz jednak nasz autobus ciagle jeszcze bujal sie na falach na srodku ciesniny, wiec mielismy troche czasu na rozgladniecie sie dookola
Najpierw z ciekawoscia przygladnelismy sie innemu autobusowi, ktory akurat parkowal sie na tratwie
Potem rzucilismy okiem na bardziej tradycyjny, tamtejszy srodek transportu
No i na koniec zameldowalismy sie pod pomnikiem najslawniejszego wodza Inkow o wdziecznym imieniu Pachacutec
Ktory ze wzniesinymi rekami patrzyl na druga strone jeziora
A to glowny plac lewostronnej czesci San Pedro de Tiquina
Gdzie w koncu doczekalismy sie na nasz autobus, ktory w calosci i suchymi kolami przebrnal ciesnine
Kolejnym naszym przystankiem miala byc mala miejscowosc nadmorska, a raczej nadjeziorna, o takiej bliskiej nam juz nazwie, Copacabana
Aby jednak do niej dotrzec musielismy wspiac sie na pagorki otaczajace jezioro
Skad widoczne bylo pasmo osniezonych szczytow gorskich
Wsrod ktorych nie braklo tez pewnie i 6-cio tysiecznikow
Ciagle jednak bylismy jeszcze po boliwijskiej stronie polwyspu
Wkrotce tez u naszych stop ukazalo sie miasteczko, do ktorego zdazalismy
Dzielnie strzezone przez posterunek wojskowy, jako ze granica byla tuz tuz
Copacabana to glowne boliwijskie miasto polozone na brzegu Titicaca
I przy okazji glowny osrodek turystyczny polozony nad tym jeziorem
Skad odplywaja wycieczki na najwieksza tamtejsza atrakcje Isla del Sol czyli Wyspe Slonca
Miasteczko polozone jest nad piekna piaszczysta plaza, choc przy mrozacych krew w zylach temperaturach wody, pewnie niewielu jest chetnych do kapieli
A jednak nowoczesne hotele swiadcza o jego popularnosci takze i wsrod Boliwijczykow, ktorzy przeciez nie maja dostepu do morza
W zwiazku z tym jest to miejsce najbardziej zblizone do kurortow nadmorskich
A oprocz swojego malowniczego polozenia u stop zielonych pagorkow, wiele uroku dodaje mu roznokolorowa zabudowa
Niestety jednak my mielismy tam tylko krotka przerwe obiadowa, wiec wkrotce musielismy popedzic do autobusu i to z jedzeniem w rekach, bo nie zdazylismy wszystkiego zjesc na miejscu
Z Copacabana skierowalismy sie juz prosto do granicy
Gdzie trzeba bylo wysiasc z autobusu
A po odprawieniu sie w boliwijskim urzedzie
Wrocilismy z powrotem w strone kosciola, wyglajacego jak ostatnia straznica Boliwii
I po przejsciu przez inkowska brame
Znalezlismy sie w Peru
Pierwsze swoje kroki skierowalismy do charakterystycznego napisu stylowanego prawdopodobnie na liniach z Nazka
A tuz przy napisie znalezlismy kolejna wizytowke tego kraju
W postaci solidnej puszeczki tamtejszego piwa
Potem jeszcze trzeba bylo zarejestrowac sie w urzedzie granicznym
I moglismy ruszac na podboj tego kiedys poteznego imperium
Pierwsze jednak na co zwrocilismy uwage to calkiem nie pasujace do peruwianskiej egzotyki zwierzeta pastewne, no chyba ze to byly ichniejsze swinki morskie na steroidach
A kiedy skonczyla sie trawa, zaczely sie pustynne osiedla nie wiadomo z czego zyjace
Nasza jazda wzdluz jeziora trwala kilka godzin
Az w koncu dotarlismy do miejsca naszego przeznaczenia Puno, ktore lezy w polowie zachodniego wybrzeza jeziora Titicaca
Miasto tak samo zreszta jak i jezioro leza na wysokosci ponad 3 800 metrow, ale na szczescie jego starowka znalduje sie na plaskim terenie, wiec szybko zakwaterowalismy sie w hotelu w poblizu Plaza de Armas
I zwawo ruszylismy na spacer ulicami miasta
Gdzie oprocz bankow potrzebnych do wymiany pieniedzy, znalezlismy charakterystyczne peruwianskie instrumenty oraz potrawy, w ktorych na pierwszym miejscu figorowal tamtejszy przysmak, swinki morskie
My jednak rzucilismy sie najpierw na przysmaki duchowe i przy pobliskim parku znalezlismy piekny i stylowy kosciolek Sw Jana
A po przeciwnej stronie ulokowala sie najwieksza i najstarsza szkola w Puno, pochodzaca z polowyXIX-go wieku, Glorioso National College of San Carlos
Po chwili znowu wrocilismy na deptak bedacy chyba najwiekszym skupiskiem sklepow w Puno
Ktory zaprowadzil nas do glownego placu miasta Plaza de Armas, na ktorego czolowym miejscu umiescila sie potezna katedra
Zbudowana ona zostala w polowie XVIII-go wieku
W stylu andyjskiego baroku
Po lewej stronie od katedry, elegancki, kolonialny budynek miesci w sobie stylowa restauracje
A kawalek dalej rownie piekny jest gmach sadu najwyzszego
Z kolei po przeciwnej stronie, tuz przy katedrze zachwyca kolejny elegancki budynek bedacy siedziba glownej komendy policji
Zas tuz obok niego umiescil sie ratusz miejski, rowniez stylowy, ale juz duzo mlodszy w swojej architekturze
No a potem byla nieprzespana noc z powodu jakiegos zatrucia, ale nie przeszkodzilo to, w ruszeniu nastepnego poranka na prawdziwe spotkanie z jeziorem Titicaca
Na szczescie na przystan zawiozly nas miejscowe ryksze o napedzie soboniowym
No a potem przesiedlismy sie na lodke i na dwa dni pozegnalismy Puno
Malowniczo rozlozone na brzegu jeziora
Po powrocie z wycieczki, juz w troche lepszej formie, znowu rzucilismy sie na miasto
Na znany juz nam rynek
Zeby jeszcze raz rzucic okiem na jego eleganckie otoczenie
Po raz kolejny trafilismy rowniez przed historyczny budynek szkolny
Ktorego sasiednie i rownie leciwe kamienice takze wygladaly bardzo kolorowo
Powoli jednak nachodzil zmierzch, wiec trzeba bylo wracac do hotelu
A poniewaz droga nasza wiodla wsrod pieknie oswietlonych sklepow
Wiec skusilismy sie na ostatnie zakupy
I jeszcze ostatnie spojrzenie na rowniez pieknie oswietlona katedre
A na pozegnanie dnia zamiast kolacji lecznicza herbatka, czyli liscie koka parzone w specjalnej zastawie, ktore juz chyba zawsze kojarzyc mi sie beda z Puno, jeziorem Titicaca i klopotami z zoladkiem
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 13 odwiedzający (15 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|