Boliwia
Salar de Uyuni

Salar de Uyuni to najwieksze na swiecie wyschniete slone jezioro czyli tak zwane solnisko zajmujace obszar ponad 10 tys km. kwadratowych

Swoja przygode z nim zaczelismy w malej miejscowosci na jego skraju, Colchani

Jest to jedyne miejsce gdzie znajduja sie urzadzenia do wytwarzania soli z pola solnego Uyuni co jest nie lada przedsiewzieciem, jako ze eksploatuje sie jej 25 tys ton rocznie

Sol, ktorej zasoby podobno siegaja tam 10 bilionow ton, zostaje zeskrobywana z powierzchi i ukladana w stozki

Ktore schna na sloncu okolo 4 dni

Potem zbiera sie ja ciezarowkami

I skaldowuje w miasteczku, gdzie podlega ona dodatkowemu suszeniu w specjalnych piecach

Po dodaniu jodu powstala sol pakuje sie w 1 kilogramowe woreczki, w ktorych zostaje ona wyslana na sprzedaz

Z soli wyrabiane sa takze cegly

Na budowe tamtejszych domow

Ktore w niczym nie ustepuja tradycyjnym, glinianym ceglom

Obecnie miasteczko zyje rowniez z turystow, ktorych zawsze jest pelno na jego jedynej ulicy

A mala wystawa solnych rzezb stanowi dodatkowa atrakcje

Nam najbardziej podobala sie lama i nawet kupilismy sobie jedna na pamiatke, oczywiscie troche mniejszych rozmiarow

Pomiedzy rzezbami znalazly sobie tez miejsce inne lokalne wyroby

I musze przyznac, ze grasowanie miedzy nimi zajelo nam troche czasu

A nastepnie swoje sily podreperowalismy lokalnym obiadem

Na szczescie potem zostalo nam jeszcze troche czasu na rozgladniecie sie dookola, a pierwsze co sie nam rzucilo w oczy to skupisko szalenie kolorowo wygladajacych flag

Niestety jednak polskiej bialo czerwonej nie udalo sie nam znalezc

Potem odkrylismy, ze wyschniete jezioro wcale nie jest wszedzie tak bardzo suche

A zawarte w nim mineraly zabarwiaja wode w rozne odcienie zieleni i zolci

Znalezlismy jednak i troche czysciejsze bajorko, wokol ktorego grupy podrozne szykowaly sie juz do opuszczenia miasteczka

I powoli coraz bardziej sie rozluznialo

Nasz kierowca tez robil ostatni przeglad samochodu

I wkrotce wszyscy bylismy gotowi do drogi

Wyjezdzone trasy rozgalezialy sie we wszystkie strony

A nasza prowadzila gdzies daleko wglab jeziora

Wkrotce tez znalezlismy sie na srodku tej slonej pustyni

A nieskazona, slona powierzchnia jeziora ukladala sie w symetryczne wzory

Tamze nasza przewodniczka wziela nas w swoje garsci

Potem odbylismy walke o butelke piwa
No i okazalo sie kto kogo trzyma pod pantoflem i gdzie indziej tez

Na koniec spadla nam rowniez zlota gwiazdka z nieba

Ale niestety dlugo sie nia nie cieszylismy, poniewaz trzeba bylo ruszac dalej

Kierowalismy sie ciagle w srodek jeziora
Isla Incahuasi

I wkrotce dotarlismy do jednaj z wysp wyroslej niespodziewanie z solnych przestrzeni

Jest ona podobno szczytem antycznego wulkanu, ktory wylonil sie z ogromnego prehistorycznego jeziora 40 tys. lat temu

W tej chwili znajduje sie tam centrum turystyczne

A najwieksza atrakcja wyspy sa gigantyczne kaktusy w calosci ja porastajace

Takiej ilosci tych pustynnych roslin jeszcze w jednym miejscu nie widzielismy

Nic wiec dziwnego, ze obfotografowywalismy je ze wszystkich stron

W koncu jednak ruszylismy pod gore, a im wyzej wychodzilismy tym dalszy widok sie przd nami otwieral

Dookola otaczaly nas bezkresne biale pola, na ktorych gdzieniegdzie dostrzec mozna bylo jakies budowle

Zauwazylismy rowniez jakis niezidentyfikowany latajacy obiekt w powietrzu

Ktory w zblizeniu okazal sie spadochroniarzem holowanym przez samochod

No ale komu w droge temu czas, wiec ruszylismy dalej po gore gajem kaktusowym

Ktory akurat byl dosc powaznie rozkwiecony

Przy okazji ciagle sie rozgladalismy dookola, zastanawiajac sie czy ladniejszy jest widok na jezioro

Czy na gesty las tych egzotycznych roslin

W koncu jednak dotarlismy na sama gore, skad wyraznie widac bylo kontury wulkanu Tunupa wyrastajace gdzies na skraju jeziora
Na szczycie znalezlismy rowniez kilka dosc leciwych kaktusow a jednego probowalismy nawet objac, ale nie za mocno

No a potem czekala nas podroz powrotna

Idac inna droga zatrzymalismy sie na chwilke przy kamiennym oknie wyrzezbionym w skale

Ale po chwili znowu zebralismy sie do drogi

Kolejny nasz przystanek to kamienne siedzisko w cienu drzew

Z widokiem na las, centrum turystyczne, droge po jeziorze, no i dostojna sylwetke wulkanu

No a potem znowu zaglebilismy sie w pustynna dzungle

I wkrotce znalezlismy sie na jeziorze

Naszym nastepnym celem byla malenka miejscowosc na jego poludniowym skraju, Atulcha

Gdzie mielismy zamowiony nocleg

Wlasciwie bylo tam tylko kilka domow

Nalezacych do naszego hotelu

Ktory w srodku wcale niezle sie prezentowal, zwlaszcza ze ozdobiony byl soczysta czerwienia zaslon i roznych makatek

To wewnetrzny korytarz i wejscie do naszego pokoju

Ktory byl co prawda bardzo skromnie urzadzony, ale za to nie tylko sciany, ale nawet lozka i stoliczek byly zrobione z soli

Z soli zreszta wykonane byly meble takze w jadalni, a koloru dodawaly im sliczne obrusy o lokalnych wzorch

Po zakwaterowaniu sie ugoszczeni zostalismy wspolna kolacja

A potem wyszlismy jeszcze na chwilke na zewnatrz

Zeby rozgladnac sie troche po okolicy

I uchwycic ostatnie promienie zachodzacego slonca

Ktore wkrotce wymalowaly na fioletowo caly horyzont

Nastepnego dnia zaraz po sniadaniu opuscilismy nasz egzotyczny hotel i popedzilismy z powrotem w strone jeziora

I wkrotce znowu znalezlismy sie na solnych bezdrozach

A w miejscu gdzie sie zatrzymalismy powierzchnia jeziora tworzyla zupelnie inny wzor

A jej snieznobialy kolor az oslepial w pelnym sloncu

Tym razem kierowalismy sie w strone polnocnego brzegu na ktorym dominowal wulkan Tunupa

Po drodze minelismy znana juz nam wyspe kaktusow

I po paru godzinach jazdy dotarlismy do naszego celu

Nad brzegiem solniska przywitala nas kolejna mala miejscowosc, Coqueza

Po przyjezdzie mielismy troche czasu aby pospacerowac sobie nad brzegiem jeziora, ktorego glowna atrakcja byly pasace sie tam lamy

Znalezlismy wsrod nich nawet i czarne lamiatko, czyli nie tylko owce maja zakaly w swoich rodzinach

A na widnokregu robily sie rozne fatamorgany, choc ta pedzaca ciezarowka to prawdziwy obraz

Prawdziwe mialy rowniez byc stada flamingow brodzacych po wodzie

Niestety jednak byly to raczej pojedyncze sztuki, ale i tak stanowily dla nas duza atrakcje

Z kolei patrzac sie w strone brzegu moglismy podziwiac wyrastajacy nad cala okolica szczyt pobliskiego wulkanu, ktory siegal swoja wysokosci ponad 5 300 metrow

Nie wygladalo, ze jest tak wysoki, ale nie ma sie co dziwic, bo przecie my sami znajdowalismy sie na poziomie niewiele ponizej 4 tysiecy

U stop wulkanu przycupnela nasza mala wioska, a zielone laki wokol niej stanowily podstawa jej istnienia

Wiekszosc domostw zbydowane jest czywiscie z soli

A nawet i czesc murow ochronnych

Choc sa tez i te usypane z kamieni

Cala para idzie tez produkcja solnych cegiel

Ktore uzyte byly rowniez do budowy tego uroczego kosciolka stojacego na centralnym placu miasteczka

Na ktorym zreszta urzadzono nam maly piknik przed dalsza jazda

Potem bylo jeszcze troche czasu na polazenie po solnych uliczkach

A nawet na wizyte w sklepiku pamiatkarskim

No a gdy juz znowu znalezlismy sie na srodku jeziora, jeszcze raz oddalismy sie magicznym sztuczkom, tyle ze z kapelusza wyszedl nie bialy kroliczek, ale czarna wrozka

I te niezwykle iluzuje optyczne mozliwe ze wzgledu na brak punktu odniesienia

Oraz widok ogromnych snieznobialych przestrzeni, ktore przemierzylismy wzdluz i wszerz, na zawsze pozostana w naszej pamieci jako jedno z bardziej niezwyklych miejsc jakie odwiedzilismy podczas naszych wedrowek po swiecie
|