Peru
Lake Titicaca

Najwieksza atrakcja Puno, miasta lezacego nad brzegiem jeziora Titicaca, sa pobliskie wyspy, ktore obrazuja tradycyjne zycie tamtejszych mieszkancow
Uros

A najciekawszymi i najbardziej orginalnymi z nich sa te najblizsze zwane Uros

Byly one pierwszym etapem naszej dwudniowej wycieczki po jeziorze Titicaca

O poranku nastepnego dnia po przyjezdzie do Puno, ruszylismy wzdluz kanalow pomiedzy trzcinami, ktore w tym miejscu zarastaly wejscie do portu

I wlasnie dzieki nim powstaly te oslawione i bardzo egzotyczne dla nas plywajace wyspy

Sztucznie zrobione z trzcin z gatunku totora, ktorych rosnie pod dostatkiem w tamtejszych okolicach i orginalnie budowane w tym stylu w celach obronnych

Sa one przymocowane do dna za pomoca specjalnych slupkow, ktore mozna bylo podniesc i odplynac w razie niebezpieczenstwa

Z trzciny zrobione sa tam rowniez wszystkie lodzie, domy, a takze wieze wartownicze

Plywajacych wysp jest okolo 40-tu, maja rozne rozmiary i zamieszkuje na nich rozna ilosc rodzin

A poniewaz obecnie sa wielka atrakcja turystyczna, wiec mozna na nie wchodzic i przygladnac sie tradycyjnemu stylowi zycia ich mieszkancow

Oczywiscie przy okazji naszego pobytu na jednej z nich, zostalismy zapoznani z metoda ich budowy i utrzymania

Polegajaca na dokladaniu coraz to nowych trzcin na powoli gnijaca i odpadajaca dolna warstwe, ktora skladala sie poczatkowo ze splatanych korzeni totora

Od tradycyjnie wystrojonych mieszkanek wyspy dowiedzielismy sie rowniez, ze trzcina uzywana jest rowniez w celach kulinarnych i medycznych

No a potem moglismy sie takze zapoznac z lokalnymi wyrobami wystawionymi na sprzedaz

Najwiecej bylo wsrod nich bajecznie kolorowych obrusow i makatek

A takze wyrobow z trzciny, glownie w postaci slicznych miniaturek tamtejszych lodek

Wszystko to bylo szalenie ciekawe, ale wkrotce niedomagania zoladkowe zagonily mnie z powrotem na lodke, gdzie zakotwiczylam sie ze strategicznym woreczkem w rece

Natomiast zdrowy czlonek naszej rodziny oddelegowany zostal na przejazdzke tradycyjna lodzia

Podczas ktorej mozna sie bylo dokladniej przygladnac strukturze wyspy

A przy okazji i innym plywajacym jednostkom, od ktorych az sie roilo na jeziorze

Niestey jednak nasza krotka wizyta szybko dobiegla konca i trzeba bylo zbierac sie w dalsza droge

Z zalem pozegnalismy wiec te niesamowite i szalenie dla nas egzotyczne plywajace osady

Lacznie z ich goscinnymi i rownie egzotycznymi mieszkancami

I ruszylismy w dalsza droge na szersze wody i na kolejne wyspy, tym razem juz normalne i o solidnym podlozu
Isla Amantani

Pierwsza w naszym programie byla Isla Amantani, na ktorej mielismy rowniez nocowac

Z daleka wygladala ona dosc niedostepnie, ale wkrotce okazalo sie, ze jej dziwna struktura to wyrzezbione ludzka reka tarasy przygotowane pod uprawy jeszcze przez starozytnych Inkow

Wkrotce tez ukazaly sie nam zabudowania pokrywajace czesc wyspy, do ktorej mielismy przybic i gdzie mielismy byc ugoszczeni przez lokalne rodziny

Niestety jednak nasza rodzina mieszkala dosc wysoko i trzeba sie bylo solidnie wspiac pod gore

A wspinaczka ta na wysokosci 3800 metrow npm okazala sie zabojcza w mojej kondycji zdrowotnej, wiec mimo pomocy Alka, ledwo zywa dobrnelam na miejsce

Potem wiec zamiast zasluzonego posilku musialam zadowolic sie jakimis lokalnymi medykamentami, w ktorych dominowaly liscie koka i padlam jak przyslowiowy chlebus za 6

Podczas gdy ja bylam niezywa dla swiata, nasza gospodyni zaprowadzila Alka na glowny i pewnie jedyny plac naszego malego miasteczka

Na ktorym wyraznie wyroznial sie jakis piekny kolonialny budynek, a takze wysoki pomnik, prawdopodobnie znanego juz nam Pachacutca

Byl tam tez kamienny kosciolek z przysadzista i bardzo solidnie wygladajaca wieza dzwonnicza

Dla turystow najwazniejsza atrakcje stanowily jednak antyczne ruiny swiatyn indianskich, znajdujace sie na dwoch szczytach wyspy: Pachatata i Pachamama, znaczace Tata i Mama Ziemia, gdzie Inkowie czcili wschody i zachody slonca

Tamze popedzil i Alek wezwany do wyscigu przez duzo mlodszych czlonkow naszej grupy, ktorzy od czasu do czasu przygadywali jak to starsi uczestnicy zwalniaja ich tempo

Tym razem jednak zostali oni wyportkowani jak sie patrzy, gdzyz Alek wraz z nasza peruwianska przewodniczka dotarli na szczyt jako pierwsi i to z dosc solidna przewaga czasowa

Ktora to jedno z nich wykorzystalo na oddanie sie jakims misternym medytacjom

A drugie w tym czasie cwiczylo podnoszenie na dloni sasiedniej wyspy

Przy bramie wejsciowej do swiatyni Pachatata rozlozyly sie lokalne gospodynie z lokalnymi wyrobami

Ale w tym czasie wszyscy najbardziej zainteresowani byli zachodzacym sloncem

Ktore powoli znikalo za widnokregiem

I wkrotce na pomaranczowo zabarwilo caly horyzont

Niestety mnie nie bylo dane uczestniczyc w tych pieknych chwilach, ale to bylo jedyne na co dostalam odpust, bo od zorganizowanej dla nas wieczornej zabawy nic mnie juz nie uchronilo

Gospodarze wystroili nas na podobiensto swoje i zagnali do takiej ichniejszej remizy

Gdzie zebrala sie nie tylko nasza grupa, ale i kilka innych

Wkrotce do tanca zaczal przygrywac lokalny zespol

A my postanowilismy spokojnie obserwowac przebieg akcji popijajac co komu przyslugiwalo

W sumie jednak nie skonczylo sie na siedzeniu, poniewaz nasza nieustepliwa gospodyni nie zwazajac na moja niedyspozycje porwala mnie do tanca

Alek wyszedl na tym troche lepiej, bo dopadl go jakis inny abnegat i w przerwach w piciu przyspiewywali nam tylko ochoczo do rytmu

Na szczescie mimo zarwanej nocy, nastepnego poranka wstalam w troche lepszej formie, gotowa na trudy kolejnego dnia

Zeby im sprostac, dalam sie nawet namowic na dietetyczne sniadanie

Przygotowane dla nas w warunkach wiecej niz skromnych

No a potem przyszlo sie nam pozegnac z naszym co prawda rowniez skromnym i miniaturowym, ale wygodnym pokoikiem

Oraz pieknym widokiem na jezioro przyslonietym troche australijskimi eukaliptusami, ktore przypominaly nam domowe pielesze

Wkrotce potem ruszylismy w powrotna droge do portu

W towarzystwie naszej uroczej gospodyni

Na dole lodki gotowe juz tez byly do drogi

A na pozegnanie zjawil sie takze nasz gospodarz

Oraz cale kolo uroczych gospodyn wiejskich

A to jeszcze ostatnie spojrzenie na goscinna wyspe

I zapakowalismy sie na nasza lodke

Zajmujac najbardziej strategiczne pozycje

Ktore jednak po chwili zamienilismy na te bardziej widowiskowe
Isla Taquile

Podczas drogi powrotnej zaplanowana mielismy rowniez wizyte na drugiej tamtejszej wyspie, Taquile

Wygladala ona bardzo podobnie ze swoimi wyrzezbionymi przez Inkow tarasami

A maly porcik do ktorego przybilismy stanowil szalenie uroczy obrazek

Na wyspie mielismy odbyc kolejna wspinaczke, na co nie za bardzo mialam jeszcze sile, wiec postanowilam rozprostowac tylko kosci na brzegu

I poczekac az nasza grupa wroci ze swojego kilkugodzinnego spaceru

Jakiez wiec bylo moje zdziwienie, gdy sie okazalo, ze nasza lodka wlasnie odplynela i spotkac sie z nia mamy po drugiej stronie wyspy

Chcac nie chcac trzeba sie wiec bylo zbierac do drogi

Na szczescie poniewaz szlismy sami, bylam w stanie przysiadac co moznosci na przydroznych kamieniach

A idac tak w zolwim tempie, dotarlismy w koncu do jednaj z inkaskich bram

Potem podejscie stalo sie troche lagodniejsze, ale i tak po dwu dniowej ziolowej diecie sily co chwila brakowalo i oddech mialam krotki

Dalsza droga prowadzaca wzdluz odgrodzonych kamieniami tarasow

Zawiodla nas na centralny plac malego miasteczka

Ktorego waskie uliczki leza na wysokosci prawie 4 tys metrow

I do ktorego dotarla juz przed nami wiekszosc grup turystycznych

To jednak nie byl jeszcze nasz docelowy punkt, wiec po chwili odpoczynku popedzilismy dalej

Obeszlismy miasteczko dookola

Podziwiajac przy okazji wspaniale widoki na tarasy i jezioro

Az w koncu dotarlismy do bardzo pieknie usytuowanej restauracji, w ktorej czekal na nas lunch, a dla niektrorych kolejna porcja ziolek

W tej pieknej scenerii spedzilismy troche czasu, ktory jednak nie chcial sie zatrzymac

Wiec wkrotce trzeba bylo znowu ruszac dalej, mijajac po drodze bardzo stylowe wygodki, z ktorych na szczescie nie musielismy korzystac

Schodzac teraz juz ciagle w dol, napotykalismy kolejne inkowskie bramy

Ktore wspolnie przekraczalismy podziwiajac przy okazji daleka panorame jeziora

Po pewnym czasie ukazal sie nam na dole maly port, do ktorego zdazalismy

Wiodly do niego strome schody

Ale z pomoca kijka jakos sobie z nimi radzilam

I wkrotce zameldowalismy sie na nabrzezu

Potem niestety trzeba juz bylo pozegnac sie z wyspa

I pedzic w droge powrotna do Puno

Ruszylismy wiec pelna para zostawiajac za soba oddalajaca sie coraz bardziej wyspe, a najlepszy widok mielismy z gornego tarasu lodki

Wreszcie tez moglismy choc na chwile pozbyc sie rajdowych butow

Wiatr i slonce troche nam jednak dokuczyly, wiec po parogodzinnym relaksie na powietrzu zeszlismy na dol

Powoli tez doplywalismy do Puno

Do ktorego droga prowadzila wzdluz znanych nam juz szuwarow

No i w koncu zameldowalismy sie w porcie

Gdzie juz na nocleg powrocilo wiele innych lodek

Lacznie z setkami turystow, ktorym tak jak nam, na zawsze w pamieci zostanie to niesamowite spotkanie z jeziorem Titicaca i jego ciagle pelnymi tradycji mieszkancami
|