Nawigacja |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Kuba

Po opuszczeniu Santiago de Cuba ruszylismy w dalsza droge na wschod do najstarszego osiedla hiszpanskiego na Kubie i pierwszej jej stolicy - Baracoa

Trasa nasza wiodla przez slynne Guantanamo, ktore przywitalo nas antyimperialistycznymi plakatami, gdzie udalo sie nam na chwilke zatrzymac

Dluzszy przystanek zrobilismy sobie jednak dopiero, gdy znowu dotarlismy nad brzeg morza

Ktore w tym miejscu wygladalo na bardzo wzburzone, a mocno rozbujane fale z impetem rozbijaly sie o koralowe wybrzeze

Kolejny krotki postoj to punkt widokowy w gorach ktore musielismy przekroczyc

Gdzies tam w tej zielonej dzungli nasza droga piela sie stromymi serpentynami pod gore

A przy kazdym miejscu z zatoczka do zatrzymywania roilo sie od lokalnych sprzedawcow

W koncu po wielu godzinach jazdy dotarlismy wreszcie do tego najdalszego punktu naszej wycieczki

Gdzie jak w wiekszosci miasta na Kubie nocowalismy w prywatnych kwaterach

Jeszcze tego samego dnia wybralismy sie na krotki spacer po miasteczku, a w pierwszym rzedzie na jego maly rynek

Potem ruszylismy dalej wzdluz kolorowych uliczek

Trafiajac na kolejny zielony skwerek

Glowne uliczki wygladaly na dosyc zadbane

Natomiast troche gorzej bylo z tymi bocznymi, ale tam za to udalo sie nam kupic bulki, ktore byly nie osiagalne w zadnym sklepie, bedac tylko na kartki i tylko dla mieszkancow

Szczesliwi z zakupu siedlismy sobie przy bulwarze nadmorskim, aby ze smakiem spalaszowac ten tamtejszy rarytas

A obok nas tetnilo codzienne zycie

Choc zbyt wielkiego ruchu to tam raczej nie bylo

Tylko fale nieustannie rozbijaly sie o skaliste wybrzeze

Coraz bardziej wciskajac sie w skaly

A z wysunietego w morze pomostu bardzo ladnie widoczna byla cala linia brzegowa

I kotlujaca sie pod nami woda

Nastepny dzien zaczelismy od wycieczki poza miasto

A pierwszym punktem naszego programu byla plantacja kakao

Na ktorej trafilismy na wiele ciekawych roslin

A miedzy innymi na tego sedziwego dziadka

Znalezlismy tam rowniez wiele egzotycznych owocow

Ale podstawa istnienia plantacji byly kakaowce

I ich smieszne, bo prosto z pnia wyrastajace owoce

Ich srodek tez byl raczej niezwykly z bardzo smacznym i slodkim miazszem

Ale do produkcji kakao sluza tylko pestki

Zapoznalismy sie wiec z urzadzeniami sluzacymi do ich suszenia i przerobki

A to miejsce gdzie mozna bylo skosztowac tego lokalnego produktu

W postaci goracego napoju

No i ewentualnie skorzystac z innych wygod

Po skonczeniu naszej wizyty na plantacji podjechalismy nad najwieksza rzeke Kuby o nazwie Toa

Gdzie wsrod innych turystycznych atrakcji byla tez mozliwosc wynajecia lodek

Ktorymi poplynelismy w strone jej ujscia

Mimo jednak ze byla ona dosc pokaznych rozmiarow, to nie potrafila przebic sie do morza

Ktorego fale nieustannie budowaly mierzeje, tworzac zwirowa plaze, ktora byla celem naszej wycieczki

Tylko ze niestety wcale nie wygladala ona zbyt atrakcyjnie, zwlaszcza ze jakies maszynerie prowadzily tam roboty ziemne

Rowniez morze nie wygladalo zbyt zachecajaco, wiec tylko nasz kubanski przewodnik skusil sie na krotka kapiel

A my nie za bardzo wiedzielismy co ze soba zrobic, bo nasze lodki odplynely w sins dal i mielismy pare godzin do zabicia

Po krotkim spacerze usiedlismy wiec na jakims pniaku z widokiem na cztery strony swiata, a wiec na rzeka ktora przyplynelismy

Na pracujace ciagle maszyny

Ocean i fale bijace o brzeg

Oraz ciagnaca sie dosc daleko zachodnia czesc mierzeji

W koncu jednak zostalismy uratowani i z radoscia udalismy sie w powrotna droge, konczac ten nasz fascynujacy pobyt na plazy

Odkrywajac przy okazji, ze lepiej zakryc slonce kapeluszem niz meczyc sie z nim na glowie

No a poniewaz wszystko dobre co dobrze sie konczy, wiec nasza wyprawa nalezala rowniez do udanych, bo zakonczyla sie pelnym korytkiem

Ktore czekalo na nas na brzegu w polowej restauracji

I juz w dobrych humorach wrocilismy z powrotem do Baracoa

Kolejnego dnia postanowilismy troche wiecej dowiedziec sie o historii tego miasta

Aby sobie to ulatwic, skorzystalismy z jednej z miejscowych taksowek

Ktora dowiozla nas na jego wschodni kraniec, ktorego kiedys strzegl jeden z trzech fortow

Mial on solidnego rozmiaru koszary

Zaopatrzenie w wode pitna

Bardzo porzadne dziala broniace dostepu do miasta od strony plazy

Oraz szerokie mury do pokonania

Ze specjalnymi strzelnicami na rogach

W glownym budynku miesci sie teraz muzeum

Z eksponatami siegajacymi nawet czasow pre-kolumbijskich

Z okresu zamieszkujacych kiedys te tereny Indian Taino

Po opuszczeniu fortu skierowalismy sie na bulwar nadmorski

Ktorym konczyla sie glowna plaza miasta, niestety tez kamienista

Natomiast glowna postacia krolujaca w malym tamtejszym parku byl pomnik Krzysztofa Kolumba, ktory wyladowal wlasnie tutaj podczas swojej pierwszej wyprawy

Plynac w poprzek blekitnych bezdrozy Atlantyku

A to juz lokalny Malecon widziany od strony poludniowo-wschodniej

Ktorym ruszylismy z powrotem w strone centrum miasteczka

Napotykajac na naszej drodze przeszkody, ktore widocznie nikomu innemu wcale nie przeszkadzaly

Domki w tej najstarszej czesci miasta nie wygladaly zbyt atrakcyjnie

Choc wystarczylo dodac do nich troche koloru i juz prezentowaly sie duzo lepiej

W koncu dotarlismy do glownego rynku, na ktorym wieczorami odbywaly sie wielkie balangi, lacznie ze wspanialymi tancami w rytmie salsy prezentowanymi przez lokalna mlodziez

Z rynku popedzilismy pod gorke szukajac kolejnego fortu, ale okazalo sie, ze na jego miejscu stoi teraz luksusowy hotel

Miejsce rzeczywiscie niesamowite, bo z jego tarasow rozciaga sie wspanialy widok

Na miasto i zatoke nad ktora ono lezy

Po zejsciu w dol wyladowalismy znowu na Maleconie, tylko po jego drugiej stronie

Zastalismy tam jakies niedokonczone budynki

A takze pozostalosci po trzecim forcie

Broniacym niegdys dostepu do portu

I patrzac na wraki zatopionych tam statkow, chyba robil to skutecznie

W tej pieknej scenerii i przy huku rozbijajacych sie o rafe fal

Doczekalismy sie pieknego zachodu slonca, ktore powoli krylo sie za bardzo charakterystyczna gore stolowa el Yunque

A w drodze powrotnej do naszej kwatery, zdolalismy jeszcze z bliska przygladnac sie

Tym kubanskim cudom techniki sluzacym jako srodki transportu

Nastepnego zas dnia zdolalismy zauwazyc, ze maja tez cos nowszego i blizszego naszym sercom

Tego dnia zostalo nam jeszcze kilka godzin do wyjazdu

Postanowilismy wiec odwiedzic jeszcze jedno muzeum, tym razem poswiecone wylacznie dawnym mieszkancom Kuby

Po krotkim poszukiwaniu udalo sie nam trafic na drogowskaz kierujacy nas w odpowiednie miejsce

A idac wedlug wskazowki znalezlismy sie na jakiejs wiejskiej drodze

Prowadzacej przez gaszcza bananowcow

I wsrod bardzo marnie wygladajacych domostw

Ale za to wyposazonych we wlasne polowe kuchnie

Docierajac na koniec do naszego muzeum

Urzadzonego w bardzo niespotykanym stylu

Bo we wnetrzu ogromnej jaskini

Pelnej ciekawych eksponatow

Pochodzacych z pre-kolumbijskich czasow

Z okresu gdy te tereny zamieszkane byly przez ludnosc Taino

Z kolei na zewnatrz znalezlismy kamienne posazki tamtejszych bozkow

I ku naszemu zdziwieniu okazalo sie ze dalsza czesc muzeum to kolejne jaskinie pnace sie do gory

W ktorych miescily sie stare grobowce

A po wyjsciu na zewnatrz

I wspieciu sie pod gore po drewnianych drabinach

Mozna bylo dotrzec do ich najwyzszego punktu, skad rozposcieral sie piekny widok na miasto

I gdzie dotarlismy tylko dzieki naszemu malemu przewodnikowi

A to juz przystanek w Guantanamo w naszej drodze do Santiago de Cuba skad odlatywalismy z powrotem do Havany
|
|
|
|
|
|
|
|
Dzisiaj stronę odwiedziło już 5 odwiedzający (88 wejścia) tutaj! |
|
|
|
|
|
|
|